Szkoła „ubohaterzona”

Rozmowa z prof. Barbarą Wagner z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizującą się w historii XX w., ze szczególnym uwzględnieniem edukacji szkolnej i pozaszkolnej.

Konrad Rokicki: Polityka historyczna, jak wiadomo, jest ważnym aspektem funkcjonowania państwa i ma niebagatelny wpływ na kształtowanie społeczeństwa i budowanie wspólnoty ludzi znajdujących się pod jedną władzą, a także – w wymiarze zewnętrznym – stanowi istotny element polityki zagranicznej. W ramach naszej dzisiejszej rozmowy chciałbym skupić się na pewnym wewnętrznym aspekcie polityki historycznej prowadzonej przez II Rzeczpospolitą, a mianowicie na kwestii nauczania historii w szkole, która – jak się zdaje – była bodaj najważniejszym elementem kształtowania młodych obywateli i wychowywania ich w duchu zgodnym z linią polityczną państwa. Na początek chciałbym spytać, czy w początkowym okresie powstawania II Rzeczypospolitej, tj. w 1918 r. i niedługo później, Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego miało już pewną wizję nauczania historii i czy odwoływało się jakkolwiek do naszych dziejów narodowych?

Barbara Wagner: Pytanie o to, czy odwoływało się do tego ministerstwo, jest pytaniem o to, czy robili to urzędnicy poszczególnych departamentów i czy życzyła sobie tego sama góra, tj. minister, a zatem osoba będąca na stanowisku reprezentacyjnym, która na uroczystościach dużo mówi. Natomiast pracami związanymi z programem i podręcznikami kierowali urzędnicy ministerstwa, np. dyrektorzy departamentów. W roku 1918 wszystko było jeszcze w zasadzie niestałe. Państwo teoretycznie już istniało, ale w praktyce to było wielkie trzęsawisko. A zatem pytanie, czy cezura 1918 r. coś oznacza, jest pytaniem umownym dla dziejów edukacji. Trzeba było zorganizować system oświatowy i szkoły, a dopiero potem do nich dotrzeć z jakimś konkretnym programem.

Zorganizować szkoły to znaczy wyznaczyć placówki i wysłać do nich ludzi. W 1918 roku mieliśmy niejednolity system odziedziczony po zaborcach: mieliśmy Galicję, gdzie było w miarę stabilnie, ale szkoły były jednocześnie bardzo ubogie; mieliśmy zabór pruski, gdzie sytuacja infrastrukturalna była znacznie lepsza, ale też ciężko było mówić o bardziej rozbudowanym, narodowym szkolnictwie polskim; mieliśmy wreszcie Królestwo Polskie, gdzie sytuacja w szkolnictwie była tragiczna i to zarówno pod względem lokalowym, jak i osobowym (w rozumieniu grona nauczycielskie).

Pytanie o to, czy ludzie na górze, rezydujący w alei Szucha, byli w stanie kreować pewną wizję polityki historycznej jest w zasadzie pytaniem o dyskusje toczone w salonach, a rzeczywista realizacja była bardzo problematyczna. Przede wszystkim w tym okresie nie było nauczycieli. Skuteczność „góry” na „dole” w szkolnictwie elementarnym była na tym etapie niewielka.

KR: Czy w takim razie już w momencie ugruntowania się państwa polskiego ukształtowała się pewna wizja dotycząca polityki historycznej w zakresie nauczania? Chodzi mi tutaj o okres do 1926 roku, ponieważ wtedy bardzo często zmieniały się rządy i w tych latach Polską kierowały różne ugrupowania umiejscawiające się na politycznej mapie kraju od prawej do lewej strony. Czy częste zmiany władzy nie powodowały nagłych zmian w kształtującej się polityce historycznej? Czy też na tym etapie nie dokonywano częstych zmian, bo były ważniejsze rzeczy do zrobienia lub panował konsensus?

BW: Sytuacja na pewno była trudna, ponieważ powstająca Polska składała się z wielu grup narodowościowych i ok. 1/3 ludności stanowiły w niej mniejszości narodowe, które w różnym stopniu identyfikowały się z państwem polskim, na ogół zresztą w mniejszym, jak np. Białorusini. Z kolei Ukraińcy z reguły nawet nie chcieli być postrzegani jako obywatele II Rzeczypospolitej, do której się nie przyznawali. Próba stworzenia programu edukacyjnego, który wspierałby pewne procesy kształtowania świadomości narodowej, była więc bardzo trudna, bo i o jakim narodzie mieliśmy mówić?

KR: A czy w okresie przed zamachem majowym była w ogóle taka możliwość, by np. ukraińscy nauczyciele w ramach szkół z ukraińskim jako językiem nauczania mogli przed 1926 rokiem wykładać historię „po swojemu”, „ze swojej perspektywy”? Czy Ukraińcy jakkolwiek przejmowali się dyrektywami z „centrum”?

BW: Nie, żaden Ukrainiec się by nie przejmował „ośrodkiem centralnym”. Praca w archiwach ukraińskich, w których mieliśmy okazję analizować materiały szkolne, pokazuje nam ciągłą walkę urzędników polskich (np. inspektorów szkolnych) z mniejszością ukraińską. Zresztą niekoniecznie mniejszością, bo w wielu miejscach to właśnie ukraińskich dzieci było więcej. Walka ta toczyła się m.in. na plebiscytach dotyczących charakteru narodowego szkoły i języka nauczania. Plebiscyty w założeniu były organizowane co 7 lat i polegały na tym, że rodzice deklarowali w jakim języku chcą, żeby prowadzona była nauka ich dzieci.

Jeśli zaś chodzi już bezpośrednio o nauczanie historii, to nawet jeśli w wyniku plebiscytu szkoła funkcjonowała jako szkoła ukraińska, to historii nadal nauczano po polsku. Tak samo było w szkołach utrakwistycznych, tj. dwujęzycznych, np. z językiem ukraińskim i polskim. W archiwach odnajdujemy jednocześnie informacje o nauczycielach Ukraińcach, którzy byli zaangażowanymi politykami na rzecz wolnej Ukrainy. Siłą rzeczy nie byli oni chętni do nauczania historii w języku polskim. Co więcej, szkoły były zasadniczo miejscem ciągłej walki o kwestię edukacji narodowej i na terenach zamieszkałych przez Ukraińców silne wpływy w środowiskach okołoszkolnych miały ukraińskie niepodległościowe organizacje polityczne, w rodzaju Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Organizacje te pilnowały, by nauczyciele historii przypadkiem nie budowali narracji o „wielkim narodzie polskim”, którego Ukraińcy byli częścią. Pewnie nie było to potrzebne, bo ukraińskim nauczycielom nie przyszłoby to do głowy, ale faktem jest, że szkoła była istotnym polem walki narodowościowej.

A pamiętajmy o tym, że dla kształtowania w edukacji historycznej wizji narodu polskiego dodatkowym utrudnieniem były niekiedy względy środowiskowe, np. w środowiskach wiejskich. Jeśli weźmie Pan jakąś wiejską, ukraińską szkołę, np. pod Stanisławowem, to tamtejsza młodzież nie miała nawet jak zakorzenić w sobie świadomości przynależności do narodu polskiego. Znała bowiem tylko świat sobie najbliższy: rodzinę i znajomych, również Ukraińców.

KR: A czy politycy w ministerstwie zdawali sobie sprawę z tej sytuacji?

BW: Niestety nie jestem w stanie stwierdzić, co siedziało w ich głowach, choć jest to ciekawe zagadnienie i pole do popisu dla biografistów.

KR: Chciałbym zapytać o ewentualne zmiany w edukacji mające miejsce w obliczu ogólnych przemian politycznych po zamachu majowym w 1926 roku. Jak wiadomo w wielu państwach europejskich, które odchodziły od demokracji, władze starały się forsować pewną określoną wizję narodu oraz historii tegoż, np. we Włoszech czy w Niemczech. Czy jakaś porównywalna wizja była widoczna w sanacyjnej Polsce?

BW: Nie, zdecydowanie nie. W ideologii wychowawczej piłsudczyków nie było kategorii narodu tytularnego. Ówczesna ideologia wychowawcza była ideologią państwową i taki właśnie charakter miało wychowanie. Ten model był stworzony przez Sławomira Czerwińskiego. W źródłach doskonale widać, że obozowi Piłsudskiego zależało na budowaniu przywiązania do państwa. W ten sposób otrzymywali proste rozwiązanie umożliwiające taką politykę, by nie mówić o narodzie w rozumieniu etnicznym. Dlaczego nie chciano mówić? Dlatego, że pod „naród” nie dało się podciągnąć w praktyce tych dużych mniejszości zamieszkujących Rzeczpospolitą. Piłsudczykowska ideologia wychowawcza opierała się na wizji istnienia narodu, który funkcjonuje w oparciu o Rzeczpospolitą Polską i który składa się z przedstawicieli wielu narodowości. W ramach państwa, które było najwyższym dobrem, wszystkie te narodowości żyją zgodnie. I na tej podstawie tworzyła się wizja nauczania historii, a historycy przygotowywali program nauczania i pisali podręczniki. Z tym oczywiście, że wiele tu zależało od postawy autorów czy też nauczycieli. Podręczników do historii było kilkadziesiąt, bo nie wszyscy historycy pisali w sposób taki, jak chciały piłsudczykowskie władze oświatowe.

Tak więc w szkołach w II RP, przynajmniej z perspektywy państwowej, nie było prób formowania ideologii narodowej, a opierano się na państwie. I tak było praktycznie do końca międzywojnia. Choć w ostatnich latach (głównie 1937-1939) za ministrowania Wojciecha Świętosławskiego ostrze ideologii państwowej nieco się złagodziło, to nie było tu zasadniczych zmian. Przykładem tego był fakt, że programy nauczania z 1932 roku nie zostały wówczas wycofane. A były to programy przyjęte przez Janusza Jędrzejewicza, który był wiernym człowiekiem Piłsudskiego.

Programy programami, rzeczywistość rzeczywistością. Nawet jeśli w szkole korzystano z podręczników rekomendowanych przez władze państwowe, a nad tablicą wisiały portrety Mościckiego i Piłsudskiego, to i tak zdarzało się – a mamy to potwierdzone w źródłach – że np. ukraińskie dzieci zamazywały znajdujące się w sali godło polskie.

KR: Jakie główne mity historyczne starano się propagować w programie i podręcznikach do nauki historii w szkołach w okresie II Rzeczypospolitej? Czy były jakieś wydarzenia uznane za szczególne i czy narracja była prowadzona w określonym kierunku?

BW: Nie ma czystej historii, jak wiadomo. Skupmy się na szkołach powszechnych, zdaje się najważniejszych, ponieważ porównywalnych w skali kraju. W szkołach tych kładziono nacisk na to, że Polska to państwo z wielowiekową tradycją, które niemal zawsze było bardzo silne. Zaczęło się od Chrobrego, potem państwo zostało umocnione przez Kazimierza Wielkiego, kolejni władcy tylko je rozwijali. Wpływ arystokracji na historię polski był jak najbardziej pozytywny i przez cały czas robiła ona wszystko, by żyło się lepiej. Kolejni władcy Polski otaczali opieką wszystkich poddanych, w tym „chłopków” (konsekwentne używanie tego terminu w piłsudczykowskiej edukacji drażniło działaczy ruchu ludowego). Dlaczego kształtowano taką wizję? Po prostu dlatego, że fajniej się żyje w państwie, w którym jest dobrze. A takim państwem, w którym jest dobrze, była też II Rzeczpospolita – spadkobierczyni dotychczasowej historii Polski. I to były właśnie założenia wychowawcze omawianej ideologii.

KR: Czyli skoro polityka historyczna w szkołach była skupiona na państwie, to znaczy że nie miała ona mieć charakteru prowadzącego do antagonizmów między Polakami a mniejszościami narodowymi?

BW: Nie, broń Boże! Konfliktów i tak było wystarczająco dużo. Zwarcie narodowościowe, odbywające się głównie między mniejszością ukraińską a władzą polską, prowadziło np. do już i tak nierzadkich zabójstw na Kresach Wschodnich. W szkole, w instytucjach państwowych i sytuacjach publicznych miało być wszystko miłe i przyjazne.

KR: Wspomniała Pani wcześniej o wizji historii Polski kreowanej w szkołach. Widać, że Polskę ukazywano jako państwo silne, sprawiedliwe dla swoich mieszkańców i przez praktycznie całą swoją historię funkcjonujące dobrze. Jak więc wyglądała sytuacja z przedstawianiem dzieciom historii rozbiorów, okresu zaborów, znanych polskich powstań XIX wieku? Powstań, które mogły być niejednoznaczne pod względem narodowym, jak np. w przypadku powstania styczniowego, którego herb składał się z trzech części reprezentujących osobno Polskę, Litwę i Ruś.

BW: To są szczegóły, dzisiejsze mądrości. W ówczesnej wizji nie było żadnych niejednoznaczności: powstanie wywołali najlepsi synowie, przywódcza szlachta narodu. I to tyle. W programie szkolnym nie mogło być za wiele. Pamiętajmy o tym, że choć edukacja powszechna była obowiązkowa dla wszystkich, to była podzielona na szkoły trzech różnych stopni i tylko szkoły drugiego i trzeciego stopnia umożliwiały dalszą naukę w gimnazjum. Na wsi zaś były głównie szkoły pierwszego i – góra – drugiego stopnia. Sama szkoła pierwszego stopnia uniemożliwiała kontynuowanie edukacji, zatem dla wielu ludzi na wsi nie było praktycznie możliwości kontynuacji nauki w następnej szkole w mieście.

I ta edukacja historyczna, która odbywała się w tych szkołach wiejskich, była dość uproszczona. Można powiedzieć, że również na swój sposób „ubohaterzona”. Proszę zwrócić uwagę, że w nauczaniu historii kładziono nacisk na wątki biograficzne i przedstawienie sylwetek „wielkich ludzi”, tj. królów, wybranych przedstawicieli arystokracji, duchownych itd. Wśród tych osób brakowało przedstawicieli innych grup społecznych, ale w tamtych czasach było zupełnie inne podejście do badań nad historią, więc nie jest to tylko kwestia edukacji historycznej.

KR: Rozumiem. Chciałbym zapytać także o święta narodowe: czy w szkołach były one jakoś bardziej uroczyście obchodzone? Jakie to były święta?

BW: Tak. Było ich zresztą całkiem dużo i są kalendaria rocznic szkolnych. To były takie święta jak 3 Maja czy bitwa pod Grunwaldem, ale zdecydowanie najważniejsze rocznice były powiązane z I wojną światową i z Józefem Piłsudskim (np. imieniny Marszałka, rocznica jego śmierci itp.). Te rocznice były naturalnie obchodzone, bo skoro dyrektor był urzędnikiem państwowym, a nad nim sprawował pieczę kurator oświaty, również urzędnik, to normą było, że dyrektorzy chcieli się przypodobać przełożonym i organizowali uroczystości z okazji państwowych świąt.

KR: Na koniec chciałbym zadać dość ogólne pytanie. Czy w II Rzeczypospolitej – i pytam tu o cały okres lat 1918-1939, choć zdaję sobie sprawę z jego zróżnicowania – nauczanie historii i polityka historyczna prowadzona w szkołach były jakkolwiek uporządkowane?

BW: To było znakomicie uporządkowane poprzez program i wytyczne do programu, a także poprzez inspektorów, którzy kontrolowali, co działo się na lekcjach. Szczególna aktywność tych ostatnich była widoczna w czasie rządów sanacyjnych. Co więcej, o tym, że nauczanie historii było szczególnie ważne dla władz, świadczy także kwestia językowa: tak jak wspominałam wcześniej, historii nauczano w języku polskim. Lektury były w języku polskim, recytowane przez uczniów wierszyki także. To też miało znaczenie z perspektywy narodowotwórczej, bo język jest jednym ze spoiw narodu. Organizowano w szkołach zresztą także kursy językowe dla starszych przedstawicieli mniejszości, dla wtórnych analfabetów itd. i przy okazji uczono ich pewnych elementów polskiej historii.

Można zatem powiedzieć, że polityka historyczna w szkołach dążyła do zasadniczego celu, jakim było ukształtowanie narodu opartego o II Rzeczpospolitą jako państwo.