Od Lelewela do Bobrzyńskiego – polskość w sidłach historyków

Rozmowa z dr hab. Katarzyną Błachowską z Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizującą się w historii historiografii.
Konrad Rokicki: Zaproponowałem temat naszej rozmowy, mając m.in. na względzie to, że jako absolwent studiów historycznych miałem przyjemność – w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak – zapoznać się z dorobkiem naukowym XIX-wiecznych polskich historyków. Muszę przyznać, że w okresie poprzedzającym moje studia słyszałem nieco o Joachimie Lelewelu czy Michale Bobrzyńskim, bo nazwiska te pojawiają się szczątkowo w podręcznikach szkolnych, ale w zasadzie na tym moja wiedza na ich temat się kończyła (może poza Lelewelem, bo o nim pisano nieco więcej). Mam zatem pytanie. Jak wiadomo Polski w XIX w. nie było w zasadzie na politycznej mapie Europy. Po co zatem historycy polscy pisali swoje prace? Co mieli w głowach, snując swoje koncepcje i pracując nad nimi?
Katarzyna Błachowska: Na pytanie o to, co mieli w głowach, to pewnie sami nie pamiętali po dwudziestu minutach. Natomiast, bardziej na poważnie, utrata państwa postawiła polską naukę historyczną wobec problemu ustosunkowania się do zupełnie nowej sytuacji. Dla nas po ponad 200 latach fakt, że nastąpiły rozbiory, to coś oczywistego. Ale to oczywiste z perspektywy czasu. Dla tego pokolenia, które straciło państwo, oczywistym nie było. Na początku zresztą nawet sobie nie zdawano do końca sprawy z tego, co się w 1795 r. wydarzyło, ale już w roku 1815 kongres wiedeński pokazał Polakom, że rozbiory były w założeniu zjawiskiem trwałym.
Dlaczego więc prowadzono badania historyczne nad Polską? W żadnym wypadku nie uważano bowiem, że skoro państwo upadło, to nie ma sensu zajmować się historią Polski. Wydaje mi się, że duży wpływ na to miał pogląd wyrastający z tradycji I Rzeczypospolitej, iż podstawą historii jest naród. Państwo samo w sobie było co prawda uznawane za ważne, ale podstawę podmiotowości stanowił naród.
Jeśli popatrzymy na początek wieku XIX, to niewątpliwym szczęściem dla polskiej historii było to, że pojawił się taki człowiek jak Joachim Lelewel. Człowiek, który uczynił polską historiografię nowoczesną (w rozumieniu warsztatu, zakresu badań itd.). Nie ulega wątpliwości, że pierwszą kwestią, która wymagała rozwiązania na polu dziejów Polski, była próba wyjaśnienia, dlaczego Rzeczpospolita upadła. Lelewel był pierwszym polskim badaczem, który sformułował koncepcję przyczyn upadku Rzeczypospolitej. Zrobił to zresztą bardzo wcześnie, bo pierwszym zwartym wykładem tego problemu była praca Historyczna paralela Hiszpanii z Polską, którą napisał w 1820 r.
Poza tym historia i badanie historii, szczególnie własnej, stały się ważne. Wiele zawdzięczamy tutaj Lelewelowi, ale także innym profesorom, w szczególności skupionym wokół uniwersytetu w Wilnie – uniwersytetu, w którym język polski był językiem wykładowym. Jest swego rodzaju chichotem losu, że pierwszym uniwersytetem z polskim językiem wykładowym (wcześniej normą była łacina) był Cesarski Uniwersytet Wileński przekształcony ze Szkoły Głównej Wileńskiej w 1803 r. przez cara rosyjskiego Aleksandra I.
Tak więc potrzeba badań nad historią Polski wynikała w dużym stopniu z potrzeby wyjaśnienia Polakom, czemu Rzeczpospolita upadła.
KR: Na czym polegała koncepcja Lelewela?
KB: Lelewel stworzył koncepcję, w ramach której wskazywał zarówno na kryzys w Rzeczypospolitej, ale również eksponował ekspansywność sąsiadów. Te rozważania stanowiły myśl przewodnią w XIX-wiecznej polskiej myśli historycznej. Oczywiście nie ograniczano się tylko do tego – były prowadzone dobre badania w zakresie historii średniowiecznej (ale to głównie w II połowie XIX w.) i dziejów epoki nowożytnej, natomiast upadek Rzeczypospolitej był kluczowy. Przyglądano się temu zagadnieniu w sposób kompleksowy, bo nie tylko z perspektywy samych rozbiorów, ale także ustroju i funkcjonowania samego państwa: dla przykładu pochylano się nad samą kwestią unii z Litwą.
To, co warto dodać, to fakt, iż w starszych pracach historycznych Lelewelowi – i całej jego „szkole” – przypisywano pogląd upatrujący przyczyn upadku Rzeczypospolitej głównie w agresywnej polityce sąsiadów. Jest to uproszczenie. Lelewel bardzo zwracał uwagę na kryzys funkcjonowania państwa, choć jednocześnie akcentował kwestię sąsiadów. Widać to bardzo dobrze we wspomnianej Paraleli, gdzie pokazywał, iż przechodząca w podobnym czasie równie głęboki kryzys Hiszpania była w nieco innej sytuacji z uwagi na swoje położenie: otoczona była morzami (i Francją za górami). Natomiast Rzeczpospolita graniczyła z państwami ekspansywnymi i była państwem nizinnym.
KR: Czyli można powiedzieć, że był to pogląd dominujący w ówczesnej historiografii polskiej?
KB: Był to pogląd dominujący tak naprawdę do powstania nowej szkoły historycznej. Tutaj kluczowa była praca Michała Bobrzyńskiego wydana w 1879 r. A więc, jak Pan widzi, praktycznie cały wiek XIX dominowała koncepcja Lelewela. Zresztą nie było też tak, że koncepcje Bobrzyńskiego spowodowały, iż przestano się odwoływać do myśli lelewelowskiej.
Na pewno można stwierdzić, że – niezależnie od koncepcji w ramach poszczególnych szkół – podstawową jakością polskich badań historycznych były badania źródłowe. W dużej mierze dotyczące, tak jak mówiłam, kwestii upadku Rzeczypospolitej. O tym pisał zresztą po odzyskaniu niepodległości związany ze Lwowem polski historyk Stanisław Zakrzewski. Na początku lat 20. wygłosił referat na temat stanu polskiej historiografii i w jego ramach podkreślał, że XIX w. to badania głównie dotyczące przyczyn upadku Rzeczypospolitej. Zakrzewski nawet żartował, że przyczyn tych szukano już w głębokim średniowieczu.
KR: A kto był zasadniczym adresatem tych prac naukowych? Jaki był ich cel? Wydaje się, że prace metodologiczne czy odczyty wygłaszane na konferencjach miały zawężony krąg odbiorców.
KB: No właśnie nie. Jeśli chodzi o publikacje metodologiczne, to faktycznie cieszyły się one mniejszym zainteresowaniem, a zresztą nie powstawało ich dużo. Co się tyczy prac historycznych, to Lelewel był autorem wielokrotnie wydawanej pracy o różnych tytułach, nazywanej skrótowo Dzieje potoczne. Była to synteza dziejów Polski wydana pierwotnie w1824 r., będąca w istocie podręcznikiem adresowanym do wszystkich zainteresowanych, m.in. do młodzieży. Ważne jest to, że ona faktycznie trafiała do młodzieży i do czytającej publiczności – nakład pierwszego wydania wynosił 3 tysiące egzemplarzy. Proszę pamiętać, że mówimy o XIX w., w związku z czym była to liczba astronomiczna. Dzieje potoczne nigdy nie stały się wprawdzie oficjalnie obowiązującym podręcznikiem (co wynikało z burzliwych dziejów Joachima Lelewela, który po powstaniu listopadowym stał się banitą, w związku z czym książkę tę wydawano w następnych latach pod zmienionym tytułem, tylko z inicjałami autora albo wręcz bez jego podania w ogóle), jednocześnie będąc czytaną i znaną publikacją. Do samego powstania styczniowego, według moich wyliczeń, było dwanaście wydań tej książki.
Publikacje historyczne to jedno, ale należy też pamiętać o samym wykładaniu na uniwersytecie. Lelewel zdobył dużą popularność w okresie (bardzo krótkim), kiedy był wykładowcą na Uniwersytecie Wileńskim, tj. w latach 1815-1818 i 1822-1824. Na jego wykłady z historii powszechnej chodzili studenci ze wszystkich wydziałów uczelni (np. znany geolog Ignacy Domeyko wspominał, że Lelewelem byli zafascynowani praktycznie wszyscy), nie tylko z Wydziału Filozoficznego, gdzie wówczas znajdowała się historia. Co więcej, przychodzili na nie również ludzie „z miasta”, np. profesorowie z gimnazjów, nawet damy z arystokracji. Te wykłady były więc publicznymi wydarzeniami. Tak samo z referatami wygłaszanymi na spotkaniach towarzystw naukowych. Były to wydarzenia publiczne w tym sensie, że publicznie je ogłaszano. Jeżeli wygłaszał taki odczyt popularny referent, to przychodziły tłumy. Co więcej, jeśli wykłady były szczególnie ciekawe, to dyskutowano o nich później na salonach. Pamiętajmy o tym, że w tamtych czasach nie było kina i telewizji, w związku z czym takie wydarzenia były formą rozrywki budzącą zainteresowanie publiczności.
I w późniejszym okresie prace naukowe historyków, zwłaszcza syntetyczne, były kierowane do szerokiego grona odbiorców. Niekiedy też wywoływały żywą dyskusję i wzburzenie. Gdy wyszły Dzieje Polski w zarysie Bobrzyńskiego w 1879 r., to zaowocowały one w środowisku krakowskim ponad trzydziestoma recenzjami w ciągu roku od wydania, a w samym mieście dochodziło nawet do manifestacji przeciwko tej pracy.
Tak więc można podsumować, że prace polskich historyków były kierowane do szerokiego grona osób umiejących czytać, głównie do inteligencji. Było to zresztą normą nie tylko przy publikacjach historycznych, jako że to dopiero wiek XX przyniósł publikacje naukowe pisane z myślą o wąskim gronie specjalistów w konkretnej dziedzinie.
KR: Czy te prace miały przełożenie na aktywność polityczną pewnych kręgów działaczy kształtujących się pod koniec XIX w.?
KB: Z pewnością. Prace te niosły za sobą pewne koncepcje, które odpowiadały – w zależności od autora – przedstawicielom różnych nurtów idei politycznej. Idea lelewelowska, przetwarzana nieco w kolejnych dziesięcioleciach XIX w., była niezwykle inspirująca dla ruchu niepodległościowego: wizja odbudowy Rzeczypospolitej wielu narodów w kształcie podobnym do tej przedrozbiorowej.
Jeśli zaś chodzi o myśl Bobrzyńskiego, to podam pewien interesujący przykład. W 1997 r. wydana została po raz drugi książka z lat 20. pt. Historia Polski średniowiecza. Była to praca zbiorowa, do której wprowadzenie w wydaniu drugim napisał prof. Jerzy Wyrozumski. W tym wprowadzeniu podkreślił, że Dzieje Polski w zarysie Bobrzyńskiego zaczęły być szczególnie eksponowane po II wojnie światowej (choć oczywiście i wcześniej była to znana praca) ze względu na pesymistyczne podejście, według którego Polska upadła pod koniec XVIII w. przede wszystkim dlatego, że była anomalią ustrojową. Eksponowanie tych negatywnych elementów historii Rzeczypospolitej w pracy Bobrzyńskiego, zdaniem Wyrozumskiego, sprawiło, że doczekała się ona wielu wydań w okresie PRL-u i była polecana jako podręcznik dla studentów historii. Cytuję za Wyrozumskim z pamięci, iż była ona tak polecana „prawdopodobnie dlatego, że swoją pesymistyczną wymową obrzydzała dzieje Polski”. Proszę pamiętać, że jesteśmy po II wojnie światowej i wówczas oficjalną wersją historii była ta stalinowska, która wiązała się z próbą dowiedzenia tego, że Polska ostatecznie znalazła się tam, gdzie być powinna, tj. w obozie zdominowanym przez Związek Sowiecki.
Można więc ogólnie powiedzieć, że dla polskiego ruchu niepodległościowego duże znaczenie miała szkoła lelewelowska, natomiast szkoła krakowska była jednak ruchem konserwatywnym, skupionym wokół konserwatystów galicyjskich cechujących się podejściem lojalistycznym.
KR: A jak było z poczytnością tych prac w okresach późniejszych? Mówię tu zarówno o czasach II Rzeczypospolitej jak i okresie rządów komunistycznych w Polsce.
KB: Można powiedzieć ogólnie, że opracowania dotyczące historii Polski cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród czytelników. Zaczynając od II Rzeczypospolitej, bo nie można, oczywiście, tak samo traktować tego okresu jak czasów PRL-u -, dużą wagę przywiązywano do tego, co kierowano do wszystkich grup społecznych i co tworzyło państwową wizję dziejów Polski. Prawdopodobnie w pewnym stopniu to zainteresowanie brało się również z radości Polaków z posiadania własnego państwa, która była ogromna i która niosła ze sobą zainteresowanie dziejami tegoż państwa. Nawiasem mówiąc, lata 20. to okres powstania nowych opracowań historycznych pisanych z zupełnie innej perspektywy.
Nawiążę ponownie do referatu Stanisława Zakrzewskiego. Jest on mocno pouczający, jeśli chcemy zrozumieć perspektywę ludzi tego czasu. Dla nas, po ponad stu latach, oczywiste jest odzyskanie niepodległości i zachodzące wówczas procesy oceniamy z perspektywy czasu i kolejnych doświadczeń. Z kolei dla ludzi wówczas żyjących to było zupełnie co innego. Można powiedzieć, że nagle z nieba spadł im zupełnie inny świat. Zakrzewski pisał o tym, że polscy historycy powinni się wyzwolić z kompleksów wynikających z faktu, że w okresie zaborów badania historyczne i społeczne zainteresowanie historią Polski skupione było wokół Rzeczypospolitej – państwa, które upadło. A tutaj doszło do sytuacji, w której Polska się odrodziła, a upadły takie państwa jak monarchia austro-węgierska, Imperium Rosyjskie czy Cesarstwo Niemieckie (co przecież było nie do pomyślenia jeszcze kilka lat wcześniej). To spojrzenie, pozbawione kompleksu upadku, było czymś zupełnie nowym, a zainteresowanie – jak wspominałam – było bardzo żywe. Tym bardziej, że w tamtych czasach ładnie pisano.
W PRL-u miał miejsce natomiast, widoczny już na pierwszy rzut oka, dualizm. Z jednej strony mieliśmy historię oficjalną, marksistowską od początku lat 50. i w zauważalnym stopniu inspirowaną stanowiskiem historiografii sowieckiej. Jak pisał Wyrozumski, młodzież akademicka nie chciała czytać tych stalinowskich podręczników do historii, które były przepojone potępieniem przedwojennej Polski, w związku z czym bardzo długo studenci (i nie tylko oni) sięgali po prace historyczne, które były wydawane w okresie II Rzeczypospolitej – oczywiście na tyle, na ile to było możliwe, bo dostęp do takich prac był ograniczony.
I im dalej w głąb Polski Ludowej, tym bardziej zauważalny był ten nurt dwuwarstwowy. Była cała seria publikacji oficjalnych cieszących się dużą poczytnością, w szczególności serie popularne dotyczące np. wielkich bitew albo np. pisane lekkim piórem biografie. Prace te w mniejszym stopniu niż podręczniki i inne syntezy zawierały w sobie wykładnię dziejów zgodną z obowiązującą ideologią. Poza tym w PRL-u były wydawane bardzo dobre tłumaczenia zagranicznych prac historyków, np. francuskich mediewistów w rodzaju książki pt. Rycerz, kobieta i ksiądz. Małżeństwo w feudalnej Francji. I były to książki czytane z dużym zainteresowaniem. Zainteresowanie historią wciąż więc było widoczne. Do nurtu oficjalnego dochodziły też prace publikowane poza cenzurą, do których dostęp w latach późnego PRL-u nie był już aż tak trudny, w związku z czym ludzie mieli dość dużą ofertę wydawniczą i mogli sięgnąć po prace nienaszpikowane ideologią komunistyczną.
KR: Chciałbym spytać jeszcze na koniec o aktualność tych prac. Czy prace XIX-wiecznych historyków polskich pozostają do dziś aktualne? Czego mogą się od nich nauczyć dzisiejsze pokolenia, w których czytelnictwo, w tym czytelnictwo klasycznych książek historycznych, wydaje się mniejsze niż kiedyś. Czy jest sens w zaszczepianiu społeczeństwu dorobku i myśli tych badaczy w większym stopniu niż ten, z którym ja się spotkałem w czasie edukacji szkolnej? I jeśli tak, to jak to zrobić?
KB: Moim zdaniem na pewno należałoby sensownie prezentować na poziomie wiedzy szkolnej to, jak duże znaczenie miało w dziejach naszego narodu podejście do historii i jej propagowanie, w szczególności w okresie zaborów. Na pewno warto propagować Lelewela, co w szkołach może być trochę trudniejsze, ale co warto robić, prezentując i analizując np. krótkie fragmenty jego prac. Lelewel pisał w I połowie XIX w. i wiadomo, że jego język nie jest najłatwiejszy w odbiorze dla współczesnego czytelnika, ale warto omawiać ten temat.
Warto go omawiać w sposób niestereotypowy, to znaczy ukazujący Lelewela jako takiego szaleńca, romantyka – w opozycji do Bobrzyńskiego, który był stojącym na ziemi racjonalistą. Takie podejście to tak naprawdę interpretacja bardzo umocniona w okresie PRL-u, wynikająca z faktu, że Lelewel był rzeczywiście najwybitniejszym polskim historykiem (więc nie można było go pominąć w całości), natomiast jednocześnie był historykiem, który nie znosił Rosji. Jego prace były jednoznacznie antyrosyjskie, a on sam, abstrahując od jego osobistych doświadczeń z państwem carów, uważał, że Rosja była tworem niemającym nic wspólnego z kulturą europejską.
Dorobek ten warto omawiać także dlatego, że – wbrew pozorom, myślę – do dziś korzystamy z niego w refleksji wokół polskiej historii, choć nie zawsze robimy to świadomie. Pewne koncepcje powstałe już wówczas istnieją do dziś i warto by ludzie mieli tego świadomość. Dlatego myślę, że dobrze byłoby omawiać te kwestie na poziomie edukacji szkolnej, oczywiście jeszcze nie w podstawówkach, ale w szkołach średnich już tak.