UPADEK I ODBUDOWA MITU MARSZAŁKA

Rozmowa z prof. Jackiem Piotrowskim, historykiem specjalizującym się w historii politycznej XX w. oraz dydaktyce historii, pracownikiem Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego.
Konrad Rokicki: Panie Profesorze, rozmowa z Panem jest swego rodzaju kontynuacją, drugą częścią rozmowy z prof. Piotrem Cichorackim dotyczącej kultu i znaczenia Józefa Piłsudskiego w okresie II Rzeczypospolitej. Tym razem przeniesiemy się jednak nieco do przodu po osi czasu. Jest rok 1945. Jak Józef Piłsudski był odbierany w trzech ważnych politycznie środowiskach po II wojnie światowej, tj. wśród elity politycznej znajdującej się w Londynie, wśród uczestników antykomunistycznego ruchu oporu w kraju oraz wśród członków instalowanej władzy komunistycznej. Czy w przestrzeni ideowej tych grup znalazło się jakieś miejsce dla postaci Marszałka Piłsudskiego?
Jacek Piotrowski: Bardzo ciekawe pytanie, ale też niezwykle złożone, ponieważ w każdym punkcie wymagałoby odrębnej analizy. Ten obraz zasadniczo różni się w tych grupach.
Zaczynając od uchodźstwa: jak kształtowały się poglądy dotyczące Piłsudskiego w tym środowisku? Były one otóż niejednorodne i wokół oceny postaci Marszałka miał miejsce znaczący podział w kręgach politycznych emigracji. Tuż po katastrofie wrześniowej nawet część czołowych piłsudczyków albo próbowała się nie przyznawać do swoich powiązań z obozem sanacyjnym, albo nawet starała się przedstawiać jako ofiary ostatniej ekipy rządzącej pod skrzydłami Ignacego Mościckiego i Edwarda Rydza-Śmigłego. Ta tendencja wiązała się z nastrojami społecznymi po klęsce Września ’39 i przykładami jej byli np. generał Kazimierz Sosnkowski, który mówił, że nie jest sanatorem, tylko „uczciwym piłsudczykiem”, a także prezydent Stanisław Raczkiewicz, który podkreślał, że został usunięty z fotelu ministra spraw wewnętrznych i uczyniono go „zwykłym” wojewodą. Po prostu większość ludzi powiązanych z tym obozem próbowała w ten czy inny sposób ucieczki.
W związku z tym stosunkowo niewiele osób chciało się wprost przyznawać do postaci Piłsudskiego. Był z tym duży problem. Podam pewien przykład: kiedy jesienią 1939 roku Bank Polski wydał zalecenie o wymianie złotówek na franki, żona Marszałka przez nieuwagę nie dotrzymała terminu wymiany i poprosiła gen. Sosnkowskiego o interwencję. To rozzłościło Sosnkowskiego, ponieważ wiedział, że w oczach gen. Sikorskiego i jego zwolenników będzie musiał ponownie jawić się jako piłsudczyk.
KR: Czy tak było przez całą wojnę?
JP: To się zaczęło we wrześniu, ale do istotnych zmian doszło już po przegranej Francji w 1940 roku. Wówczas powstały dwa obozy. Pierwszy z nich skupiony był wokół środowisk sanacyjnych (nie dziwmy się, wielu przedstawicieli drugowojennej emigracji politycznej to byli ludzie w jakimś stopniu powiązani z przedwojenną sanacją). Te środowiska zaczęły z czasem odwoływać się do kultu Piłsudskiego i organizowały różnego rodzaju uroczystości, np. w imieniny Marszałka, w których uczestniczyli przedstawiciele emigracyjnego rządu. Drugą z kolei grupą była ta skupiona wokół generała Sikorskiego, a po jego śmierci w 1943 roku wokół Stanisława Mikołajczyka. Ci politycy z kolei zwalczali wszystko, literalnie wszystko, co było związane z postacią Józefa Piłsudskiego. Jeśli ktoś np. w pogadankach radiowych nadawanych na falach BBC wspominał o Piłsudskim, to spotykało się to z opiniami, że – jak np. mówił minister informacji i dokumentacji Stanisław Stroński – „nie po to kraj cierpi pod okupacją, żeby wysłuchiwać wystawień [pochwał] pod adresem Piłsudskiego”.
Z kolei w 1945 roku sytuacja była jeszcze inna. Był to moment, kiedy jeden z tych obozów – ten skupiony wokół Mikołajczyka – podjął decyzję o współpracy z komunistami i częściowym powrocie do kraju i, w związku z tym, rząd w Londynie uległ wyraźnemu osłabieniu. Natomiast ci powiązani w jakimś stopniu z obozem sanacyjnym pozostali w większości na uchodźstwie i w swym oporze byli bardzo konsekwentni. Doszło w związku z tym do pewnego przesunięcia akcentów: zwolennicy Marszałka, którzy mówili o nim dobrze i takoż go wspominali, zaczęli wyraźnie dominować. Później stworzyli zresztą własną partię – Ligę Niepodległości Polski, która była pierwszą organizacją partyjną odwołującą się wprost do ideologii sanacyjnej.
KR: Na czym opierała się tożsamość ideowa środowisk, które – mimo wspomnianej klęski wrześniowej – pozostały wierne dziedzictwu sanacyjnemu?
Zwróćmy uwagę na to, że choć podstawą prawną pozostania tych środowisk na uchodźstwie był legalizm i jasne odwoływanie się do tradycji konstytucji kwietniowej z 1935 roku, to możemy mówić w zasadzie o następującym procesie: im dalej było od czasów II Rzeczypospolitej, tym następowała większa ideologizacja i idealizacja tamtych czasów przez emigrację. Przybladła już w pewnym stopniu katastrofa wrześniowa (choćby na tle klęski Francji z 1940 roku), a postać Marszałka – jako związana z czasami niepodległej Polski – była wyraźnie idealizowana. Wiele osób o tym mówiło i pisało, a liczne uroczystości odbywające się w rocznice związane z życiorysem Piłsudskiego pokazują, że w miarę upływu czasu ta tendencja na uchodźstwie narasta.
Jeśli natomiast chodzi o sytuację w kraju, to tu było zupełnie inaczej. W przypadku komunistów, którzy przynieśli swą władzę ze wschodu na sowieckich bagnetach, różnica była radykalna. Kontestowanie postaci Marszałka w tych środowiskach było swego rodzaju rytuałem i w miarę utrwalania się władzy komunistów powstawały liczne teksty, których celem było wręcz zohydzenie tej postaci. Jeżeli komuś miało się coś kojarzyć z osobą Piłsudskiego, to powinno było się kojarzyć jednoznacznie źle. Oczywiście to nie była narracja tak mocno eksponowana w latach 1945-1947, bo jeszcze wtedy komuniści uprawiali pewną grę z innymi stronnictwami i nie kontestowali wprost dziedzictwa II Rzeczypospolitej (np. regularnie nawiązywali do tradycji konstytucji marcowej). Jednak – generalnie rzecz ujmując – bardzo szybko stało się jasne, że Marszałek Piłsudski nie był bohaterem pozytywnym dla komunistów. Krytyka ta narastała w miarę upływu lat, przy czym jej apogeum przypadało na czasy stalinowskie, kiedy normą były publikacje historyczne będące paszkwilami na Piłsudskiego (warto tu zwrócić uwagę na np. twórczość Stefana Arskiego).
I wreszcie trzeci element pańskiego pytania – opozycja antykomunistyczna. Jak ona zapatrywała się na postać Piłsudskiego? Powiedziałbym, że w znacznej mierze zależało to od tego, jakiej była proweniencji politycznej. Jeśli byli to bowiem pogrobowcy Narodowych Sił Zbrojnych, to – zgodnie ze swoją tradycją polityczną – dalecy byli od jego idealizowania. Istniał jednocześnie taki nurt w ramach opozycji, który odwoływał się wprost do obozu sanacyjnego. Tutaj można wskazać na Henryka Józewskiego, byłego wojewodę wołyńskiego i łódzkiego, który próbował wzbudzić działalność struktur piłsudczykowskich aż do lat 50. (i nawet otrzymywał pewne wsparcie od prezydenta Raczkiewicza na tę działalność) i który zresztą za tę działalność był w czasach stalinowskich sądzony. Ten nurt z kolei odwoływał się w oczywisty sposób wprost do dorobku Józefa Piłsudskiego z założeniem, że jego osoba zasługiwała na największy szacunek. Jeśli zaś chodzi o najliczniejszą grupę, tj. szeroko rozumianych pogrobowców Armii Krajowej, to tam sytuacja była zróżnicowana, również w zależności od przynależności politycznej i poglądów danych opozycjonistów.
Z drugiej zaś strony przeważająca większość korpusu oficerskiego tych struktur to byli żołnierze, którzy robili karierę w przedwojennym wojsku polskim. Nie muszę chyba tłumaczyć, że korpus oficerski wychowany w trakcie trzynastu lat rządów Piłsudskiego i jego następców zdecydowanie sympatyzował z tamtą władzą. Jeśli spojrzymy więc z takiej perspektywy, że byli to ludzie najbardziej opiniotwórczy w tych kręgach i mieli najwięcej do powiedzenia, to jeśli nie mówimy o żołnierzach wywodzących się z NSZ czy z innych odłamów ruchu narodowego, to można stwierdzić, że w gronie dowództwa opozycji antykomunistycznej marszałek Piłsudski był oceniany zasadniczo pozytywnie.
Jeśli chodzi ogólnie o sytuację w kraju, to pozytywna opinia o Piłsudskim wynikała także z dwóch innych czynników: po pierwsze z nostalgii za przedwojenną Polską i po drugie jako reakcja na hasła propagandy komunistycznej. Jeśli komuniści coraz ostrzej krytykowali postać Marszałka, to w odpowiedzi środowiska opozycyjne podtrzymywały ten zasadniczo pozytywny obraz tego polityka. I to nawet jeśli ktoś pamiętał czasy rządów Piłsudskiego i nie miał o nich najlepszego zdania, to podzielał ten obraz na zasadzie kontrastu dla odróżnienia od topornej i nachalnej propagandy komunistycznej.
KR: Tak wyglądała sytuacja w pierwszych lat po II wojnie światowej, ale – jak wiadomo – polski system komunistyczny podlegał pewnej ewolucji w toku swojego trwania. Chciałbym zapytać o postrzeganie II Rzeczypospolitej i rządów Józefa Piłsudskiego po pierwszym przesileniu będącym jednocześnie definitywnym końcem polskiego stalinizmu, jakim były wydarzenia 1956 r.
JP: Może ta propaganda nie była już tak nachalna, ostra i jednowymiarowa. Zaczęły się wówczas pojawiać publikacje, w ramach których w ogóle był omawiany tamten okres historyczny w sposób szerszy. Jednak w zasadzie rytuał potępienia werbalnego samej osoby Piłsudskiego, a także prowadzonej przezeń polityki (szczególnie wobec Związku Radzieckiego) był nadal obowiązkowy. I śmiem twierdzić, że ten rytuał funkcjonował w zasadzie aż do kresu PRL. Owszem, pojawiały się publikacje, w ramach których analizowano tamten okres i badano go w sposób bardziej obiektywny, ale obraz prawdziwie zobiektywizowany, jeśli chodzi o oficjalną sferę wydawniczą, zaczął się pojawiać dopiero w ostatnich latach komunizmu w Polsce w książkach pisanych przez stosunkowo młodych historyków.
Do tamtych czasów książki, które osiągały największe nakłady, właściwie wpisywały się w narrację bardzo krytyczną wobec Marszałka. Narrację, w której Piłsudski stworzył w Polsce system antydemokratyczny, jednoznacznie antysowiecki i z punktu widzenia ówczesnych propagandystów naturalnie skazany na klęskę, która przyszła jesienią 1939 r. Ten sposób postrzegania tej postaci, tj. akcent mocno położony na przemoc, którą Piłsudski stosował w życiu publicznym, był podstawowy w publikacjach mających największą siłę oddziaływania i największe zasięgi. Na uczelniach zaczęły się z czasem pojawiać, ale to jest bardziej domena lat 70. i 80., pewne prace, w których nie traktowano już Piłsudskiego jako wcielenia zła. Były to np. biografie ludzi powiązanych z Marszałkiem w okresie II RP. W nich był przedstawiany raczej jako polityk, nad którego działaniami trzeba było się głębiej zastanowić, ponieważ były one niejednoznaczne i wymykały się prostym i kategorycznym osądom.
KR: A czy w tym obrazie niedemokratycznej i represyjnej Polski wykreowanej przez Piłsudskiego znajdowały się elementy represji wobec środowisk innych niż komunistyczne? Czy np. czytający książki historyczne bądź uczniowie w szkole mogli się dowiedzieć o prześladowania wobec ludowców lub narodowców?
JP: To znajdowało się gdzieś w głębokim tle. Najważniejsze były relacje z ruchem komunistycznymi i represje wobec tego ruchu – to był trzon krytyki skierowanej wobec Marszałka. A także sam zamach majowy, jako że był nieprawy i był złamaniem reguł demokratycznych wynikających z konstytucji marcowej. Natomiast inne „grzechy” ówczesnej polityki były eksploatowane w zauważalnie mniejszym stopniu. Właściwie do dziś o niektórych się rzadko mówi.
KR: A jak z postrzeganiem piłsudczyków przez bardziej konserwatywne, prawicowe grupy polityczne funkcjonujące w PRL? Nawet na gruncie samej PZPR, bo np. w czasach Gomułki funkcjonowała dość konserwatywna frakcja tzw. „moczarowców”. Czy byli antysanacyjni w takim samym stopniu, w jakim przewidywała to główna linia polityczna partii?
JP: Oczywiście można doszukiwać się jakichś niuansów w ich sposobie postrzegania II Rzeczypospolitej, ale wydaje mi się, że ogólna narracja była dominująca, a te niuanse miały charakter fragmentaryczny. Generalnie dominowała krytyczna ocena Marszałka Piłsudskiego i wszystkiego co się z nim kojarzyło, np. wojna z bolszewikami i – co warto podkreślić – narracja o współpracy z III Rzeszą. Ona jest niemal uniwersalna w myśli rosyjskiej. To, do czego dzisiaj odwołuje się Putin, jest mocno zakorzenione w historiografii obowiązującej w Związku Radzieckim (więc, jak widać, nie tylko w PRL-u) o współpracy i bliskich relacjach elity II Rzeczypospolitej z III Rzeszą i rzekomo zdradzieckich knowaniach Polaków wymierzonych w Związek Radziecki. Tak więc, nawet jeśli „moczarowcy” nie pałali taką miłością do Sowietów jak inne frakcje w ramach partii komunistycznej, to jednak potępiali Piłsudskiego za – ich zdaniem – politykę bezrozumną i pozbawioną przyszłości.
KR: Nawiązując do wspomnianej narracji o współpracy obozu sanacyjnego z III Rzeszą, to w okresie II Rzeczypospolitej w budowaniu czarnej legendy Piłsudskiego przez np. endecję powracano do kwestii jego współpracy z Niemcami i Austro-Węgrami w okresie I wojny światowej. Czy w PRL-u odwoływano się do tej działalności, niekoniecznie negatywnej, pewnie warto by tu podkreślić też zasługi, Piłsudskiego z okresu poprzedzającego odzyskanie niepodległości? Czy też jednak skupiano się wyłącznie na rządach sanacyjnych?
JP: W czasach PRL-u ukazały się tzw. Dzienniki generała Rybaka. W Austro-Węgrzech był on szefem wywiadu wojskowego na terenie, na którym operował Józef Piłsudski. Ci panowie w tamtych czasach ze sobą współpracowali i publikacja tych dzienników odbiła się dość głośnym echem w niektórych środowiskach. Mianowicie zwolennicy Piłsudskiego uważali, że była to fałszywka i manipulacja służąca zdyskredytowaniu obrazu Naczelnika Państwa oraz że została ona napisana nie przez gen. Rybaka, ale przez jakiegoś propagandzistę będącego fanatycznym komunistą. Piłsudczycy wśród Polonii amerykańskiej nie mieli cienia wątpliwości co do tego i sam widziałem źródła pokazujące ten fakt, gdy byłem w Instytucie Piłsudskiego w Nowym Jorku. Co ciekawe, nad tymi dziennikami historycy pochylili się już po upadku PRL-u i doszli do innych wniosków. Ukazała się np. książka Ryszarda Świętka pt. Lodowa ściana, której autor dotarł do źródeł w archiwów austriackich, wiele rzeczy zweryfikował. Okazało się, że znaczna część faktów podanych w Dziennikach się zgadzała. Oczywiście nie zmienia to faktu, że Dzienniki były pracą niepozbawioną wydźwięku propagandowego i napisaną w celu osiągnięcia konkretnego efektu.
KR: Który, Pana zdaniem, z elementów działalności Piłsudskiego, za które komuniści go krytykowali, był najważniejszy?
JP: Tych elementów było, jak już ustaliliśmy, bardzo dużo: zamach majowy, wybory brzeskie, Bereza Kartuska, represje wobec opozycji skupionej w Centrolewie, współpraca z III Rzeszą itd. Jednak wydaje mi się, że najważniejsze były relacje ze Związkiem Radzieckim za rządów Piłsudskiego. Komuniści w sposób oczywisty musieli kwestionować założenia polityki zagranicznej Marszałka na tym polu. Przecież doszli do władzy podążając za paradygmatem, iż bez sojuszu ze Związkiem Radzieckim nie było w ogóle możliwe funkcjonowanie niepodległego państwa polskiego. Polska ich zdaniem musiała mieć patrona i najbardziej optymalnym patronem po doświadczeniach II wojny światowej pozostawał Związek Radziecki. Jeżeli wyjdzie się z takiego toku rozumowania, to największym grzechem przedwojennych władz polskich pozostał fakt, iż ośmielały się one starać się o kompletną niezależność od wszystkich sąsiadów, co było skazane z góry na porażkę. Istniała jeszcze inna ewentualność z tej perspektywy, tj. jeśli sanacja nie chciała sojuszu ze Związkiem Radzieckim, to było to podyktowane chęcią wejścia w sojusz z III Rzeszą. Zaprzeczenie temu, że polityka uprawiana przez Piłsudskiego była w pełni suwerenna, leżało w propagandowym interesie komunistów. Jeżeli poprzez swoją publicystykę udowodniliby, że cała działalność Piłsudskiego nie była przejawem dążenia do zbudowania silnej Polski, ale dążenia do sojuszu z Niemcami, to by znaczyło, że komuniści mieli – historycznie rzecz biorąc – rację i tym samym mieliby widoczną legitymację powojennej sytuacji politycznej Polski.
KR: Mówiliśmy dotychczas o wizji Piłsudskiego przedstawionej z perspektywy państwowej, oficjalnie kreowanej przez władze PRL-u albo o perspektywie środowisk grupujących bardziej elitarnych aktywistów w ramach poszczególnych nurtów myślowych niż reprezentujących ogół społeczeństwa. A jak samo społeczeństwo polskie odbierało po II wojnie światowej postać Marszałka Piłsudskiego? Czy pamięć funkcjonująca „pod strzechami” miała charakter bardziej pozytywny?
JP: Wydaje mi się, że nastąpił proces swego rodzaju reakcji na tę jednoznacznie krytyczną i nachalną propagandę komunistyczną. Proces ten doprowadził też paradoksalnie do braku obiektywnej oceny i do idealizacji postaci Marszałka. To się w różnych okresach przejawiało w odmienny sposób, ale w społeczeństwie następował wyraźny proces idealizacji Piłsudskiego.
A przecież II Rzeczpospolita nie była – delikatnie mówiąc – bytem idealnym. Ostatnio prowadziłem kwerendę w Kancelarii Cywilnej prezydenta Mościckiego. Do dziś robi wrażenie to, że my w latach 30. XX wieku, będąc biednym krajem, wydawaliśmy na urząd prezydenta więcej pieniędzy niż Amerykanie, Francuzi itd. Prezydent Mościcki miał do dyspozycji całą flotę luksusowych samochodów, Spałę (gdzie czekało na niego 48 pokoi i 7 łazienek). Również świta prezydencka miała się dobrze. To był bizantyjski styl władzy, a mówimy przecież o polityku, który do wejścia w życie konstytucji kwietniowej był postacią realnie bardzo mało znaczącą. II Rzeczpospolita była też państwem bardzo hojnym dla aparatu władzy, na którym się opierała. Piłsudski po zamachu majowym zadbał o swoich oficerów, którzy dostali podwyżki. Oficer zawodowy przed wojną to był „ktoś” – to był zawód prestiżowy oraz dobrze opłacany. I dlatego do wojska i pracy w administracji ciągnęło wiele osób, które niekoniecznie legitymowały się odpowiednimi kompetencjami. II Rzeczpospolita była także państwem zmagającym się z różnymi, licznymi problemami społecznymi i ekonomicznymi.
Ale ludzie o tym jakby zapominali. W czasach PRL-u pojawiło się takie powiedzenie, że „coś jest przedwojenne, czyli bardzo dobre”, co było reakcją na brakoróbstwo w komunistycznej Polsce, na brak lub złą jakość urządzeń produkowanych byle jak, co było charakterystycznym elementem gospodarki niedoboru. Dlatego też czasy przedwojenne ludziom jawiły się jako idylla, zapominano zaś o różnych nieprzyjemnych aspektach istnienia II RP, jak np. o wyborach urągających standardom współczesnej demokracji. Nawet u ludzi, którzy doskonale czasy przedwojenne pamiętali, nastąpił na skutek represji stalinowskich i wielu lat topornej, komunistycznej indoktrynacji proces idealizacji rzeczywistości przedwojennej.
W związku z tym pojawiały się oddolne inicjatywy, żeby np. zamontować w kościele jakąś tablicę upamiętniającą czasy II RP (jeśli nawet nie samego Piłsudskiego, to np. kogoś z jego bliskich współpracowników). Takie inicjatywy były liczne szczególnie w latach 80., po powstaniu „Solidarności”, kiedy zaczęły się nagle mnożyć komitety prowadzące tego typu działalność. Ta aktywność była powiązana z idealizacją niepodległości, którą Polska przed 1939 roku miała, a której w okresie PRL-u nam strasznie brakowało.
KR: Kiedy ten fenomen widoczny w okresie PRL-u ostygł, jeśli w ogóle to miało miejsce, by można było prowadzić badania i propagować obiektywny obraz dorobku i znaczenia historycznego Marszałka na dzieje Polski?
JP: Absolutnie, on do dziś nie ostygł. Jest to moim zdaniem pewien fenomen społeczny. Jak się dziś rozmawia z badaczami, to jest cały krąg historyków, który pozostaje bezkrytyczny wobec Marszałka Piłsudskiego. Sam czasami uczestniczę w konferencjach, które zaczynają się od tego, że wszyscy wstają i śpiewają My, Pierwsza Brygada, choć nie ma ku temu żadnego tytułu. A przecież w czasach II Rzeczypospolitej podziały polityczne były tak ostre jak i dziś! Ogromna część polskiego społeczeństwa mówiła, myślała i pisała krytycznie o Piłsudskim – to nie tylko narodowcy, choć spór między Piłsudskim a narodowcami sięgał czasów odległych. To także ludowcy i socjaliści z Centrolewu. Z pewnością momentem wyjątkowym na tym tle była śmierć Piłsudskiego, gdzie – zgodnie z polską tradycją, by o zmarłym mówić tylko dobrze albo wcale – głosy krytyki na jakiś czas w zasadzie ucichły. Ale już później pojawił się problem kultu po śmierci Marszałka, którego zwolennikiem nie był np. kard. Sapieha.
Piłsudski był zatem politykiem ważnym dla II Rzeczypospolitej (może nawet najważniejszym, jako że sprawował władzę tak długo), ale jednocześnie przez cały okres swoich rządów krytykowanym przez szerokie kręgi społeczeństwa. Proszę mieć na uwadze, że sanacja nie byłaby wstanie wygrywać wyborów bez manipulacji wyborczych i użycia siły, bo była w społeczeństwie po prostu zbyt słaba.
I to jest fascynujący fenomen społeczny, że ze względu na terror komunistów i upadek niepodległej Rzeczypospolitej nastąpiła idealizacja tamtego okresu. Okresu, gdzie mówiono o Sejmie, że był „parlamentem mianowańców” i gdzie na uchodźstwie prezydent nawet nie chciał go reaktywować, bo zdawał sobie sprawę z jego rzeczywistego charakteru (bo jak budować rząd jedności narodowej w oparciu o parlament, w którym nie było ani endeków, ani ludowców, ani socjalistów, ani kogokolwiek poza piłsudczykami?). Taki to był system rządów. Zbudowany, co prawda, przez następców Piłsudskiego, ale który już za jego czasów szedł w tę stronę, co dobrze pokazał proces brzeski. Wydaje mi się, że specyfika tego powojennego kultu wynika z osobliwej sytuacji związanej z katastrofą państwa, nieudaną próbą odbudowy jego niepodległości i dominacją komunistów. Natomiast gdyby nie te dramatyczne wydarzenia i gdyby to był obiektywny osąd, to wydaje mi się byłby on dużo bardziej surowy.