Odideologizujmy w końcu ten sarmatyzm. Sarmackość jako mit polityczny

Rozmowa z Konstantym Pilawą, publicystą, wiceprezesem Klubu Jagiellońskiego.

Maciej Witkowski: Sarmatyzm to pojęcie, które każdy Polak słyszał przynajmniej raz. Czasem pojawia się ono w szkole, czasem w publicystyce. Niektórzy mogą je kojarzyć też z postaciami z Trylogii Sienkiewicza. Spróbujmy jednak nadać temu pojęciu pewną konkretniejszą treść. Czym jest sarmatyzm? Kim byli Sarmaci?

Konstanty Pilawa: Z sarmatyzmem jest ten problem, co z niemalże każdym pojęciem w humanistyce – badacze spierają się w kwestii tego, co ono tak naprawdę oznacza. Mnie się wydaje, że w tym kontekście kluczowe jest rozróżnienie na sarmatyzm i sarmackość.

Sarmatyzm to pojęcie, które zostało stworzone w konkretnym miejscu i czasie, mianowicie w Warszawie w okolicach 1765 roku. Franciszek Bohomolec pisał wówczas o „bałwanach sarmatyzmu”. Było to pojęcie polemiczne, wymierzone w konserwatywną szlachtę, która nie chciała przyjąć oświecenia. Wytykano jej wówczas kołtuństwo, postawę „wyższościową” Zachodu i izolacjonizm.

Wydaje mi się, że taka wizja sarmatyzmu do dziś pokutuje w naszej debacie publicznej. Gdy ktoś sięga po to pojęcie z perspektywy liberalno-lewicowej, umieszcza je od razu na osi zacofanie-postęp, uważając sarmatyzm za przejaw wstecznictwa. Konserwatyści z kolei umieszczą je na osi swojszczyzna-cudzoziemczyzna i będą utożsamiać sarmatyzm z tym, co rodzime, bliskie i dobre.

Tak ostre podziały wynikają z tego, że w dobie oświecenia z sarmatyzmu uczyniono „pałkę retoryczną” na konserwatystów, a później w epoce romantyzmu termin ten został ponownie zideologizowany przez romantyków, np. przez Adama Mickiewicza w Panu Tadeuszu, i potem przez Sienkiewicza. W takim kontekście pojęcie to funkcjonuje do dziś.

Trudniej jest zdefiniować sarmackość, którą można umiejscowić w XVI wieku, gdyż już wówczas mieszkańcy Rzeczypospolitej mówili o sobie, że są Sarmatami i żyją w Sarmacji. Sarmackość z mojej perspektywy jest zatem pewnym mitem politycznym, który ufundował I Rzeczpospolitą.

MW: Jak moglibyśmy bliżej scharakteryzować ten mit?

KP: Można wyróżnić trzy podstawowe elementy tego mitu. Po pierwsze, był to mit etnogenetyczny. Wierzono wówczas, że przodkami polskiej szlachty są starożytni Sarmaci. Dziś moglibyśmy to uznać za przejaw megalomanii, lecz w dobie renesansu było to bardzo modne. Inne nacje również próbowały wywodzić swoje korzenie od wielkich starożytnych rodów i ludów.

Literatura włoska starała się pokazywać, że Italia dziedziczy spuściznę starożytnego Rzymu. We Francji mieliśmy frankogalizm, który wywodził pochodzenie Francuzów od trojańskiego Priama. Anglicy mieli pochodzić od trojańskiego Brutusa, Niemcy od Germanów, a w Rosji sądzono, że dynastia Rurykowiczów wzięła swój początek od Cezara Augusta. Szlachta dawnej Rzeczypospolitej miała zaś swoich Sarmatów.

Mit ten miał konkretne funkcje. Starożytni Sarmaci byli przedstawiani jako ci, którzy przeciwstawiali się naporowi Rzymu – jako ci, którzy bronią. Nadawało to Rzeczpospolitej pewną estymę w polityce zagranicznej i na ogólnym poziomie ukierunkowywało również politykę państwa – nadawało mu pewną przewodnią ideologię.

Drugim mitem jest tzw. mit arkadyjski. Panowało wówczas przekonanie, że vita beata polonorum, czyli dobre życie Polaka, to życie gospodarza, życie ziemianina, które toczy się z dala od wielkiej cywilizacji. Bardzo ceniono zakorzenienie w tym, co swoiste. Chodziło także o zrównanie tożsamości lokalnej, sejmikowej, z tożsamością szerszą – jako Sarmaty czy Polaka. Jednocześnie wszystko to było przeniknięte pewnego rodzaju sielankowością.

Funkcjonował także mit mesjański. W XVII wieku podkreślano, że Rzeczpospolita jest przedmurzem chrześcijaństwa. Jednym z jego głównych propagatorów był Wespazjan Kochowski, poeta, żołnierz i dobry gospodarz. Mit ten przede wszystkim nadawał wspólnocie misję obrony chrześcijańskiej Europy przed Turkami czy Tatarami, ale również przed heretycką Rosją.

Warto jeszcze wspomnieć o tym, że mit ten nie miał na celu odizolowania nas od Europy czy zademonstrowania postawy „wyższościowej”. Przeciwnie – był on właśnie sposobem na opowiedzenie samych siebie w Europie. Uważam nawet, za Andrzejem Borowskim, że sarmackość była naszą pierwszą, i chyba jedyną, tożsamością europejską.

Niestety w debacie publicznej używamy dziś niemal wyłącznie pojęcia sarmatyzmu. Wówczas jednak mamy do czynienia z kolejnym „izmem”, który wskazuje na pewną ideologię. Mimo że samo opisane przeze mnie rozróżnienie jest ważne, to być może nie warto próbować się przebijać z pojęciem sarmackości do debaty publicznej, bo niemal nikt tego pojęcia nie używa, ale warto spróbować nieco zmienić znaczenie pojęcia sarmatyzmu, odideologizować je właśnie w duchu sarmackości.

MW: Skoro już przechodzimy do kontekstu współczesnego, to co Twoim zdaniem powinniśmy dziś kultywować z sarmackości?

KP: To jest trudne pytanie, ponieważ mitologia narodowa ma to do siebie, że nie daje konkretnych wskazówek odnośnie współczesności, lecz wskazuje na pewne dziedzictwo kulturowe.

Warto jednak wracać do Sarmacji, szczególnie w dzisiejszym zglobalizowanym świecie, ponieważ jest ona pewną opowieścią o Polsce, a nawet nie tyle o Polsce, co o Rzeczypospolitej Obojga czy też Trojga Narodów. Jest to opowieść o środkowoeuropejskiej wspólnocie politycznej, która odróżniała się zarówno od Wschodu, jak i od Zachodu Europy. Dziedzictwo I Rzeczypospolitej może nam zatem pomóc w budowaniu solidarności z otaczającymi nas narodami, które kiedyś ją współtworzyły.

Warto pomyśleć o tym, aby opowieść o Sarmacji nieco odpolszczyć. Sarmackość miała bowiem to do siebie, że nie dotyczyła ona wyłącznie ludności etnicznie polskiej. Można było być sarmatą, a jednocześnie zachować swoją tożsamość lokalną. Jednocześnie właśnie sarmackość była tożsamością atrakcyjną dla różnych grup etnicznych, bo była tożsamością wielopoziomową.

Uważam również, że od sarmatów możemy się też sporo nauczyć na poziomie politycznym. We współczesnej Polsce polityczność jest mocno scentralizowana, zdominowana przez partie i frakcje. Oczywiście ówczesnego ideału republikańskiego nie da się przełożyć jeden do jednego, lecz warto nawiązywać do obowiązującego wówczas ideału partycypacji obywatelskiej. Lokalne sejmiki odgrywały wówczas ogromną rolę. Dziś brakuje nam takiego zaangażowania na szczeblu lokalnym.

Sarmacja jest dziś również potrzebna kulturze polskiej, aby odzyskała ona pewną swoistość, pewną swojskość. Sądzę, że mamy z tym obecnie pewien problem. Nasza tożsamość rozpuszcza się w zglobalizowanym kotle, w którym przyszło nam żyć. Niektórzy twierdzą, że Olga Tokarczuk nie otrzymała Nobla za to, że uprawia literaturę polską. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że ona świadomie z polską tradycją zrywa. Moim zdaniem potrzebujemy czegoś zupełnie odwrotnego, twórczego nawiązywania do tej tradycji i odejścia od zideologizowanego, warcholskiego obrazu Sarmacji.

MW: Z Sarmacji możemy oczywiście czerpać, lecz nie możemy zapominać, że I Rzeczpospolita upadła, a oświeceniowa krytyka nie wzięła się znikąd.

KP: Nie można oczywiście angelizować sarmatyzmu. Było to zjawisko kulturowe, które trwało przez trzy stulecia i miało różne odcienie. Prawda jest też taka, że im bliżej do nowoczesności, tym z sarmackością było gorzej.

Sarmacja wiązała się niestety z pewnym szkodliwym podejściem do prawa, z którym borykamy się również dziś. Stanisław Herakliusz Lubomirski napisał słynny dialog polityczny O bezskuteczności rad, w którym twierdził, że prawo jest czymś, co należy omijać, czym należy gardzić i co stanowi przeszkodę w pracy nad cnotą. Sarmaci od drugiej połowy XVII wieku często reagowali na prawo uczuleniowo, ponieważ uważali, że ono niewoli człowieka. Widzimy w tym zatem pewien rys anarchistyczny.

Co ważne, odpowiedzią na poglądy Lubomirskiego był traktat O skutecznym rad sposobie Stanisława Konarskiego. To wybitne dzieło można uznać za przykład sarmatyzmu oświeconego. Konarski nie rezygnował z sarmackości, on aktualizował sarmacką filozofię polityki do wyzwań współczesności. Obiegowo jednak kojarzymy sarmatyzm wyłącznie z anarchią, która panowała w Rzeczpospolitej w XVII i XVIII wieku. Nie jest to pełen obraz, lecz jednak pewne problemy z praworządnością, z którymi mierzymy się również dziś, stanowią pewne dziedzictwo Sarmacji.

MW: Zarówno sarmatyzm, jak i sarmackość można atakować z pozycji lewicowych. Gdy bowiem myślimy o sarmatach, to mamy na myśli przede wszystkim mężczyzn ze stanu szlacheckiego. Czy kwestie klasowe mogą utrudniać nam nawiązywanie do tej tradycji?

KP: Osobiście podchodzę niechętnie do interpretowania I Rzeczypospolitej z perspektywy marksistowskiej, przez pryzmat konfliktu klasowego. Z drugiej strony nie odrzucałbym takiej interpretacji całkowicie, ponieważ ma ona swoją rolę i funkcję.

Uważam, że ujmowanie historii jako konfliktu pomiędzy tymi, co na górze, a tymi, co na dole, jest po prostu historycznie nieprawdziwe, ponieważ społeczeństwo było wówczas znacznie bardziej zróżnicowane, niż mogłoby się nam dzisiaj wydawać. Nawet stan kmiecy nie składał się wyłącznie z bardzo biednych ludzi, którzy byli ciemiężeni przez szlachtę. Byli w nim także bogaci kmiecie, którzy de facto byli panami najbiedniejszych. Równie mocno zróżnicowany wewnętrznie był także stan szlachecki.

Jeśli zatem przekrój społeczny był aż tak zróżnicowany, to nie było radykalnego konfliktu klasowego. Nie można jednak zanegować, że ucisk stanu chłopskiego w I Rzeczypospolitej nasilał się, gdy pojawiały się kryzysy gospodarcze. Zastosowanie miały wówczas uniwersalne zasady, których działanie widzimy również dziś. Bogaci stawali się jeszcze bogatsi, a najbiedniejsi biednieli. To jednak nie było tak, że szlachcice byli jakimiś „wampirami”, którzy wyzyskiwali chłopów przez trzysta lat i dzięki temu Polska była od morza do morza.

Ciekawe jest jednak spostrzeżenie, że jeśli chcielibyśmy opierać trzon polskiej tożsamości na sarmackości, to mamy do czynienia z pewnego rodzaju schizofrenią, bo etnicznie większość współczesnego polskiego społeczeństwa ma pochodzenie chłopskie. Można uznać, że jest to w pewnym sensie mentalność niewolnicza, gdy sakralizujemy i stawiamy pomniki naszym dawnym katom.

To na jakimś poziomie rzeczywiście może być problematyczne, lecz moim zdaniem nie jest to jakiś wielki problem. Prawda jest taka, że kultura narodowa wszystkich państw europejskich była kształtowana przez elity, a ta tożsamość „skapywała” później na szerokie masy. Ważne, że dziś każdy może odwoływać się do tej przeszłości tak, jak uważa to za stosowne. Jedni podchodzą do niej afirmacyjnie, inni – nie.

Wydaje mi się, że nie musimy pochodzić do kultury w sposób etniczny, na podstawie tego, z jakiej warstwy społecznej pochodzimy. Takie podejście kojarzy mi się z nacjonalizmem, w ramach którego pochodzenie etniczne również ma kluczowe znaczenie. Polskość według mnie jest czymś znacznie bogatszym.

MW: Mit sarmacki często zderza się właśnie z koncepcjami polskich nacjonalistów, którzy odwoływali się do mitu Polski Piastów, która nieprzerwanie trwa w polskim etnosie od średniowiecza. Czy te dwa mity rzeczywiście są ze sobą sprzeczne?

KP: Wydaje mi się, że mitologia narodowa nie rządzi się logiką matematyczną, nie mamy do czynienia z alternatywą albo-albo. Zarówno jeden, jak i drugi mit stanowią pewien zasób kulturowy. Można powiedzieć, że są to dwa warianty tej samej opowieści. Można to porównać do baśni, które krążyły w różnych wersjach. Gdy porównamy ze sobą dwie najbardziej skrajne wersje, to okaże się, że są nie do pogodzenia, mimo że wychodzą od wspólnego źródła.

Mnie natomiast znacznie bliżej jest do mitu sarmackiego i pojmowania polskości jako czegoś bardzo skomplikowanego, bardzo bogatego. Nie oznacza to jednak, że etnos jest zupełnie nieistotny. Nawet jeśli dziś będziemy się odżegnywać od imperializmu, to jednak musimy przyznać, że Korona, którą można utożsamiać z etniczną Polską, była żywiołem dominującym w I Rzeczypospolitej.

Panowie kresowi mieli swoją kulturę, którą dziś można uznać za protoukraińską lub protobiałoruską, ale ich polityczna tożsamość szła jednak z centrum, którym wpierw był Kraków, a później Warszawa. Należy jednak pamiętać, że najczęściej przyjmowali tę tożsamość z własnej woli, gdyż wiązała się z nią wolność polityczna czy szansa wzbogacenia się.

Jeśli uznamy, że Rzeczpospolita Obojga Narodów jest nowym organizmem państwowym, który jednak bazował na Polsce Piastów i Jagiellonów, to nie mamy do czynienia z jednoznacznym zerwaniem, lecz z pewnym procesem, w ramach którego z jednej strony etniczność przechodzi w etosowość, a z drugiej te dwa elementy jakoś ze sobą współistnieją.

Dzisiejsza perspektywa również jest bardzo istotna. Zawsze bowiem patrzymy na historię z jakiegoś konkretnego punktu. W okresie PRL patrzyliśmy na nią z perspektywy gomułkowskiej, której bliżej było do mitu Polski Piastów. Dziś moim zdaniem bardziej zasadne jest spoglądanie na dawną Rzeczpospolitą jako na przestrzeń wieloetniczną, która była polska i sarmacka, ale dawała też bardzo dużo swobody różnym innym etnosom, dzięki czemu później mogły wykształcić się nowoczesne narody, białoruski i ukraiński. To bogactwo, z którego powinniśmy czerpać.